Samochód terenowy – gatunek zagrożony?
Producenci samochodów szaleją na punkcie aut typu SUV, które wywodzą się bezpośrednio z samochodów typowo terenowych. Dziś SUV-y stały się niezwykle popularne, szczególnie wśród kobiet. A co z typowymi terenówkami? Czy producenci całkowicie zapomnieli o milionach miłośników jazdy off road? Czym będą oni jeździć za 10 lat? Czy samochód terenowy umiera?
Lśniące bulwarówki i rodzinne SUV-y są od kilku lat na celowniku firm motoryzacyjnych, nawet takich, które nigdy wcześniej nie produkowały samochodów, choćby przypominających terenowe. Klasyczne SUV-y to już dość długa historia. Mówi się, że Jeep Wagoneer z lat 60. jest protoplastą wszystkich współczesnych Sport Utility Vehicle. Nie tak dawno powstała nowa klasa „sportowych” terenówek, prześcigających się mocą i przyspieszeniem już nawet nie do „setki” a do 200 km/h. Porsche, BMW i Audi zbijają kokosy na tej klasie. Do „koryta” pchają się tacy producenci jak Aston Martin i Lamborghini.
Dziś na topie są miejskie… nawet nie wiadomo jak to nazwać. Bo czym jest najnowszy Mini Countryman czy BMW X1? Crossover? To zwykłe hatchbacki z nieco uniesionym podwoziem i nie koniecznie napędem 4×4. A jednak śmiało przypisuje się je do kategorii off road. I to z punktu widzenia klienta ma sens. Dadzą sobie radę na polnej ścieżce a to już off road na miarę potencjalnych odbiorców.
Crossovery - miejskie hatchbacki z większym prześwitem
Dlaczego pojęcie off roadu tak ewoluowało? To proste. Coraz mniej off roadu na świecie. Kiedyś samochody terenowe były niezbędne w miejscach, gdzie drogi publiczne nie były zbyt rozbudowane. Dziś drogi prowadzą niemal w każdy zakątek globu. Im mniej terenu, tym mniejsze zapotrzebowanie na samochód terenowy. Inną sprawą są też liczne zakazy i utrudnienia od strony prawa. W Polsce mamy jeszcze istny „hajlajf” pod tym względem, ale w krajach zachodnich nie można sobie ot tak, z zachcianki, wjechać do dowolnego lasu czy poszaleć po łąkach i bagnach.
Zmieniły się też gusta i potrzeby klienta. Samochód terenowy, z początku traktowany jak wół roboczy, stawał się powoli limuzyną lub samochodem rodzinnym. Coraz większa popularność terenówek spowodowała, że trafiały one w ręce ludzi, którzy upatrywali w nich zupełnie innych cech. Były obszerne, wygodne, dawały poczucie bezpieczeństwa. Nadal były drogie i kosztowne w utrzymaniu, więc zapuszczanie się nimi w trudny teren było dość ryzykowne.
Range Rover TDV8 - 100 tysięcy euro "wrzucone" w błoto
Z tych przyczyn terenówki zaczęły więcej czasu spędzać on road niż off road. Im mniej wykorzystywano je w terenie, tym producenci bardziej dostosowywali je do jazdy po szosach. Najpierw zniknęły terenowe opony, zbyt głośne i stawiające niepotrzebne opory. W tym samym czasie rosła masa pojazdów. Coraz więcej skóry, elektryki nie tylko zwiększały masę ale i obawę przed trudnym terenem. W końcu zaczęły zanikać skrzynie rozdzielcze i reduktory. Zawieszenia stały się sztywniejsze i przede wszystkim niezależne, by sprostać większym prędkościom. Opony montowano na coraz większych obręczach, żeby te mogły pomieścić potężne hamulce. Potężne dlatego, że moc niegdyś dostępna tylko w Ferrari, dziś nie robi dużego wrażenia w SUV-ie. Takie „terenówki” dziś, mogą pochwalić się osiągami aut sportowych sprzed kilku lat.
Do przeniesienia dodatkowego napędu w małych SUV-ach dziś używa się sprzęgieł wiskotycznych. W większych, nadal skrzyń rozdzielczych ale coraz rzadziej z reduktorem.Blokady mechanizmów różnicowych zostały zastąpione kontrolą trakcji, a klasyczne dźwignie, przyciskami którymi dostosujemy elektronikę do konkretnej przeszkody terenowej. Średnia masa większego SUV-a to minimum 2 tony.
Land Rover Discovery i jego centrum sterowania "zdolnościami terenowymi". Kiedyś były dwie lub trzy dźwignie i doświadczenie kierowcy.
Ewolucja samochodów terenowych to nic innego, jak odpowiedź na potrzeby klientów. Nawet użytkownicy klasycznych terenówek, zjeżdżają z utwardzonych dróg niezwykle rzadko. Samiproducenci twierdzą, że jedynie kilka procent aut, dostosowanych do jazdy po bezdrożach przynajmniej raz tam trafia. Nie bez znaczenia jest też spadek popytu na takie auta jak Land Rover Defender czy Mercedes klasy G. Jedynie zapaleńcy i służby kupują jeszcze takie „osiołki”. Natomiast „do pracy” pozostają w ofercie klasyczne pickupy jak Toyota Hilux.
"Twarde" terenówki odchodzą do lamusa
Dziś zapaleni miłośnicy jazdy off road jeżdżą samochodami 15-30 letnimi. Mówi się, że terenówka jest jak wino – im starsza tym lepsza. Pomyślmy jednak czym będą jeździć za 10 lat? Raczej nie będą przerabiać aut za 300 tyś. Nikt nie będzie montował reduktora do BMW X5. Zostaną im tylko pick-upy. Póki co, na rynku są jeszcze auta terenowe w dobrej kondycji, rzadko eksploatowane w terenie. Dużo zostało w służbach (wojsko, straż graniczna, leśnictwo). Niestety prawda jest taka, że na palcach jednej ręki można policzyć producentów, mających w ofercie klasyczną terenówkę.
źródło: autokult.pl